Własna pracownia – wywiad dla Element Talks

Rozmowa z Michałem Mazurem.

Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda nasze studio od kuchni przeczytajcie wywiad z nami poprowadzony przez TrendNomad.com dla Element Talks:

Katarzyna Borkowska i Tomasz Pydo od pięciu lat prowadzą interdyscyplinarną pracownię projektową KABO & PYDO. W wywiadzie dla Element Talks opowiadają m.in. o tym, od czego zaczynali prowadzenie własnego biznesu, jakie są zalety i wady pracy na swoim, jak pozyskują klientów i na co zwracają uwagę podczas budowania zespołu projektowego.

Michał Mazur: Czy zdobyliście doświadczenie w pracy u kogoś, zanim założyliście własną firmę?

Katarzyna Borkowska: Już od pierwszych wakacji na studiach lato spędzałam na stażach. Odbyłam kilka praktyk w firmach reklamowych i projektowych w Polsce i we Włoszech. Niektóre ze staży przerodziły się w zlecenia komercyjne. Łączyłam też pracę na freelansie z zajęciami na uczelni.

Na pierwszym roku wzornictwa na warszawskiej ASP zgłosił się do mnie producent z zapytaniem o zaprojektowanie skomplikowanego urządzenia kosmetycznego. Ucieszyłam się z propozycji współpracy, ale wtedy nie umiałam jeszcze projektować – ani nie znałam programów 3D, ani nie potrafiłam prowadzić procesów projektowych. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę z tym zadaniem.

Ze wszystkich znajomych studentów wzornictwa najbardziej uzdolniony wydał mi się Tomek, student trzeciego roku. Nie znaliśmy się wtedy zbyt dobrze, ale miałam przeczucie, że będzie dobrym projektantem. Przedstawiłam mu pomysł, aby ten projekt zrealizować razem.


Michał Mazur, Tomasz Pydo i Katarzyna Borkowska. Fot. Natalia Dołgowska

Tomasz Pydo: Ostatecznie z tego zlecenia nic nie wyszło. Po dwóch latach Kasia zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nauczę ją robić wizualizacje w V-rayu. Tak się zaczęło. Teraz mamy wspólną pracownię, wiele wdrożonych projektów i obrączki na palcach.

Zanim jednak do tego doszło, zatrudniłem się – tuż po obronieniu licencjatu – w agencji brandingowej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy chcę projektować meble, elektronikę, samochody, czy jeszcze coś innego. Dałem sobie czas na ukierunkowanie ścieżki zawodowej.

Mniej więcej dwa lata projektowałem opakowania produktów, w tym kształty szklanych i plastikowych butelek. W tym czasie rozpocząłem studia magisterskie i myślałem o tym, by założyć własne studio. Chciałem mieć większy wpływ na ostateczne projekty.

K.B.: Przełomowym dla nas momentem było wzięcie udziału w programie „Przedsiębiorczość w sektorach kreatywnych” organizowanym przez Akademię Leona Koźmińskiego i pomagającym otworzyć własną działalność gospodarczą. Formalności i szkolenia trwały rok. W 2012 r. założyliśmy firmę i otrzymaliśmy na nią dofinansowanie ze środków europejskich. Mieliśmy kilka poważnych zleceń. Tak jak Tomek równolegle robiłam magisterkę.

T.P.: Najtrudniejszy był rok 2013. Projektowaliśmy wtedy szesnaście narzędzi ogrodowych z linii Ergo dla polskiej firmy Cellfast. Spaliśmy chyba po pięć godzin na dobę. Prace magisterskie obroniliśmy później, niż planowaliśmy, ale za to ukończyliśmy studia ze sporym doświadczeniem w pracy z przemysłem.

Narzędzia pielęgnacyjne. Proj. KABO&PYDO. Prod. Cellfast. Fot. Wojtek Woźniak


Narzędzia pielęgnacyjne. Proj. KABO&PYDO. Prod. Cellfast. Fot. Wojtek Woźniak

Teraz zatrudniacie w swojej firmie studentów i młodych absolwentów polskich uczelni projektowych. W czym są świetni, a czego nie wynoszą ze studiów?

K.B.: Absolwenci polskich ASP dobrze znają programy do projektowania, większość z nich potrafi pracować w grupie i mocno się angażuje w swoją pracę. Nie wiedzą jednak, jak tworzyć projekty, które mają być wdrożone do produkcji. Większość absolwentów uczelni projektowych w Polsce nie ma doświadczenia w pracy z przemysłem.

T.P.: Dobre uczelnie zagraniczne tego uczą, bo współpracują z firmami. Projekty są wdrażane w ramach pracowni. Polskie uczelnie albo nie uczą tego wcale, albo robią to w śladowym, zdecydowanie niewystarczającym stopniu. Ale to zależy od uczelni, a nie od samych studentów. Mimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego zespołu – wszyscy szybko nadrobili braki. W tym momencie w naszym wewnętrznym teamie, oprócz nas, są cztery młode osoby. Tworzymy też sieć współpracy w kręgu naszych kreatywnych znajomych.

A czego Wy nie wiedzieliście o prowadzeniu firmy projektowej tuż po studiach? Znajomość programów i doświadczenie z przemysłem w zupełności wystarczą?

T.P.: Na początku nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak ważne są zespół, współpraca z ludźmi, dzielenie się pomysłami i otwartość na uwagi krytyczne. Przez pierwsze dwa lata myśleliśmy, że wszystko możemy zrobić we dwójkę. Wydawało się nam, że tworzenie zespołu wiąże się jedynie z trudnościami i kosztami. Myliliśmy się.

K.B.: Teraz wiemy, że dobrze zorganizowany zespół ma ogromną wartość. Musieliśmy do tego dojrzeć. Zmiana zdania zajęła nam mniej więcej dwa lata. Oprócz wiedzy i pomysłów inni ludzie wnoszą do firmy dobrą energię. Mamy przyjacielskie relacje, dzięki czemu możemy być ze sobą szczerzy.


Fot. Natalia Dołgowska

T.P.: Na początku prowadzenia działalności chyba nie do końca zdawaliśmy też sobie sprawę z tego, jak ważny jest etap pracy poprzedzający samo projektowanie. Teraz, zanim włączymy programy 2D i 3D, dokładnie analizujemy otoczenie danego produktu. Wychodzimy w teren, zadajemy potencjalnym użytkownikom wiele pytań, obserwujemy ich zachowania i analizujemy ich potrzeby.

K.B.: Projektując tylko nad kartką czy przed komputerem, trudno wypracować dobry pomysł. W terenie rozwiązania same przychodzą do głowy. To przyspiesza proces projektowania.

À propos czasu. Czy przyjmujecie zlecenia do zrobienia „na wczoraj”?

K.B.: Doświadczone firmy nie wysyłają zapytań zakładających pracę pod silną presją czasu. W pośpiechu działają ci, którzy po raz pierwszy planują wdrożenie projektu. Niektórzy myślą, że dopracowany projekt i prototyp można wykonać w tydzień. W praktyce to nie jest możliwe.

T.P.: Na wykonanie koncepcji projektu – mebla, kubka, szczoteczki do zębów etc. – potrzebujemy od jednego do dwóch miesięcy. Między innymi po to, by po opracowaniu kilku wstępnych wersji schować projekty na kilka dni do szuflady i nabrać do nich dystansu. Po tygodniowej przerwie do nich wracamy, krytycznie je oceniamy, zmieniamy i dopracowujemy. W międzyczasie przychodzi nam do głowy wiele świeżych idei.

Oczywiście, nie można przedłużać projektowania w nieskończoność. Termin mamy ustalony z góry. Gdy jesteśmy pewni, że stworzyliśmy coś wartościowego wcześniej, idziemy do klienta i prezentujemy koncepcje. Potem w konsultacji z nim tworzymy dojrzały projekt. Ten etap trwa najdłużej – jego czas zależy w równej mierze od nas oraz zespołu technologicznego i wdrożeniowego klienta.

Ile wersji, na przykład projektu kubka, przedstawiacie na spotkaniu z klientem?

T.P.: W przypadku kubka pokazujemy wiele opcji. W przypadku bardziej złożonych projektów czasami pokazujemy tylko jedną, najlepszą koncepcję, a czasami kilka – to zależy od procesu projektowego.

Nie można pokazać klientowi wszystkich powstałych pomysłów, bo istnieje ryzyko, że spodoba mu się nie najlepsze rozwiązanie – takie, które my odrzuciliśmy z jakichś uzasadnionych powodów. Unikamy takich sytuacji.


Kubek MODERN. Fot. Anna Dobrowolańska / Smaczne Ujęcie


Filiżanka MODERN, Fot. Anna Dobrowolańska / Smaczne Ujęcie

Skąd macie pewność, że projekt jest dobry?

T.P.: To wychodzi w fazie testów. Badania przeprowadzane przed wdrożeniem projektu do produkcji są bardzo ważne, nie wolno ich pomijać. Niech użytkownicy przetestują prototypy, wyrażą swoje opinie, sprawdzą, czy wszystko działa, jak należy, czy nic się nie łamie etc. Na podstawie wyników tych badań wprowadzamy korekty do projektu. To ważny etap naszej pracy.

Czy Wasza dokładność przyciąga, czy odstrasza klientów? W jaki sposób ich pozyskujecie?

K.B.: Na początku działalności wysyłaliśmy do firm nasze oferty. Szybko nauczyliśmy się, że – przynajmniej w naszym przypadku – chodzenie po potencjalnych klientach z gotowymi projektami nie przynosi zleceń. Teraz mamy kilku stałych klientów, a nowi sami się do nas zgłaszają. To komfortowa sytuacja, ale musieliśmy na nią zapracować.

T.P.: Podejmujemy współpracę z firmami, którym zależy na ambitnych projektach i wprowadzaniu na rynek dopracowanych produktów. Już na pierwszym spotkaniu można wyczuć, jaka jest intencja. Zależy nam na utrzymaniu jakości naszej pracy, nie wybaczylibyśmy sobie oddania nieprzemyślanego projektu zrobionego na szybko, na kolanie.

Odrzucacie niektóre propozycje współpracy?

T.P.: Zdarzyło się nam odrzucić propozycję, która nie była zgodna z wyznawanymi przez nas wartościami. Od jakiegoś czasu mamy tyle zapytań, że musieliśmy zacząć wybierać te projekty, które mają największy potencjał wprowadzenia innowacji.

Poza projektowaniem zajmujecie się też przygotowywaniem strategii wzorniczych dla przedsiębiorstw. Czego sami się dowiadujecie o firmach produkcyjnych podczas realizacji takich zleceń?

K.B.: Przez ostatni rok mniej więcej połowę naszego czasu przeznaczyliśmy na audyty wzornicze. Poznajemy firmę i jej otoczenie i na podstawie analiz oraz badań tworzymy dla niej strategię wzorniczą.

Jesteśmy świadkami tego, jak w kilku firmach produkcyjnych założonych w latach 90. właśnie zachodzi zmiana pokoleniowa – rodzice przekazują kierowanie tymi przedsiębiorstwami swoim dzieciom. Oprócz kierownictwa zmienia się technologia produkcji i – co za tym idzie – dizajn.

T.P.: Firmy inwestują w nowe maszyny, ale niestety brakuje specjalistów, którzy potrafią te urządzenia obsługiwać. To duży problem. Firmy same muszą szkolić pracowników od podstaw.

K.B.: Zaskakujące było też to, w jak wielu firmach brakuje dobrej komunikacji między ludźmi. Po przeprowadzeniu warsztatów często dostawaliśmy informację zwrotną, że na spotkaniach kadra zarządzająca i pracownicy bardzo wiele dowiedzieli się zarówno o sobie nawzajem, jak i o firmie.

T.P.: Najważniejsze, że uświadamialiśmy ludzi pracujących w tych miejscach, że mogą zrobić znacznie więcej, niż robią obecnie. Że mogą myśleć w sposób innowacyjny.

K.B.: Główną barierą przed wprowadzaniem innowacji jest strach przed niepowodzeniem. Ludzie boją się ryzyka związanego z wdrożeniem projektu, który nie ma odpowiednika na rynku. Nasze sugestie opieramy na analizach potrzeb i obserwacji klientów czy użytkowników, więc ograniczamy to ryzyko.


Fot. Natalia Dołgowska

A czy Wy podejmujecie ryzyko w swojej pracy?

T.P.: Z punktu widzenia projektanta ryzyko najczęściej kryje się w umowach zawieranych z klientami. Zwłaszcza wtedy, gdy pełna odpowiedzialność za tzw. czystość patentową jest przerzucana przez firmę produkcyjną na projektanta.

Nawet jeśli zaprojektujesz coś samodzielnie i zrobisz wcześniej porządny research, to po wprowadzeniu produktu na rynek może się okazać, że ktoś gdzieś na świecie wpadł na podobny pomysł i to opatentował – wtedy możesz mieć duże problemy. Z patentami nie ma żartów. A przecież nie da się znać ich wszystkich. Nawet rzecznicy patentowi nie mają ich wszystkich w głowie. Aby wydać opinię, muszą dokładnie prześledzić daną dziedzinę.

K.B.: Zastrzegane na jednym czy na wielu rynkach mogą być takie detale jak na przykład kąt zaokrąglenia krawędzi smartfona czy rozwiązanie techniczne dotyczące łączenia różnych materiałów w jakimś konkretnym produkcie. Projektant nie jest w stanie znać wszystkich patentów z całego świata. Można przez przypadek wpakować się w kłopoty.

T.P.: Oczywiście gwarantujemy naszym klientom, że nigdy nie popełnimy plagiatu, bo projekty są naszymi autorskimi pracami. To firma przekazuje nam podstawowe założenia do projektu. Dlatego, jeśli projekt tego wymaga, w umowie znajduje się zapis o tym, że klient dostarczy nam raport stanu techniki, czyli informacje o patentach.

W praktyce chodzi o skorzystanie z usług rzecznika patentowego. To czasami bywa dość kosztowne, ale jest konieczne. Naszym klientom doradzam też zastrzeganie wzorów, które sami wprowadzają na rynek.


Fot. Natalia Dołgowska

Czy pilnowanie treści umów to najtrudniejsza część prowadzenia własnego biznesu projektowego?

K.B.: Jak ze wszystkim: trudne jest tylko to, czego jeszcze nie umiemy robić. Gdy już się tego nauczysz, nie jest to trudne. Ale papierkowej i organizacyjnej pracy we własnej firmie jest rzeczywiście dużo.

T.P.: Pracując u kogoś, możesz się skupić na projektowaniu. Gdy prowadzisz działalność gospodarczą i zatrudniasz ludzi, musisz non stop ogarniać telefony i mejle od klientów, wyceny, koordynację projektów, wizyty w urzędach, płacenie podatków – to wszystko pochłania mnóstwo czasu.

Często mój dzień wygląda tak, że od rana mniej więcej do godziny piętnastej zajmuję się „całą resztą”. Dopiero po południu i wieczorem mogę się zająć projektowaniem. A jeśli coś wcześniej poszło nie tak, to stres z tym związany zabija całą moją kreatywność. Nie potrafię projektować w nerwach. Złapanie równowagi jest dla mnie najtrudniejsze.

K.B.: Lubię ten moment, gdy mam załatwione bieżące sprawy i mogę włączyć program do projektowania. Wtedy praca staje się czystą przyjemnością.

T.P.: Bez naszego teamu zajmującego się wyłącznie projektowaniem nie dalibyśmy rady wszystkiego ogarnąć sami w obecnej skali.

Czy chcielibyście zmienić swój tryb dnia?

T.P.: Chcielibyśmy mieć odrobinę więcej wolnego czasu. Dla siebie, na podróże, przekierowanie myśli w inną stronę. Choćby raz w roku. Od trzech lat bezskutecznie planujemy dłuższy, miesięczny urlop. Kolejny wyznaczony termin odpoczynku to styczeń 2018 r. Mamy nadzieję, że tym razem się uda.

K.B.: Chciałabym nie myśleć o pracy, gdy kładę się spać. Stresuje mnie to, że ciągle muszę być online. Jeszcze kilka lat temu na mejla można było odpowiedzieć następnego dnia. Dzisiaj klienci oczekują ode mnie natychmiastowej odpowiedzi. Bo przecież każdy jest dostępny nie tylko pod
telefonem, lecz także pod mejlem, gdziekolwiek się znajduje. Smartfon wcale nie ułatwia mi życia. Rozprasza mnie.

T.P.: Pocieszamy się, że nie tylko my mamy takie dylematy. Znacznie bardziej doświadczeni od nas projektanci i przedsiębiorcy również zarywają noce. Pilnujemy jednak, by nasi projektanci nie zostawali w pracy po godzinach. W wyjątkowych sytuacjach sami chcą zostać dłużej. Bardzo to w nich cenimy. Ale na co dzień po ośmiu godzinach wyganiamy ich z biura.

K.B.: Planujemy zatrudnienie dizajn / office menedżera. Nowa osoba znacznie usprawni pracę w firmie. Oby tylko chciała chodzić po pracowni w kapciach. Wkładamy buty tylko wtedy, gdy mamy gości. (śmiech)


Fot. Natalia Dołgowska

Na zakończenie zapytam Was o trafność tematów poruszanych na targach, festiwalach i konferencjach o dizajnie. Materiały ekologiczne, recykling, ekonomia cyrkularna etc. – to ciekawe zagadnienia, ale czy poza kuratorami wystaw skierowanych do środowiska projektowego interesują się nimi producenci produktów konsumenckich przeznaczonych na rynek masowy?

 

K.B.: Zdecydowanie tak, to silny trend. Na konferencji Design Językiem Biznesu zorganizowanej w ramach Gdynia Design Days 2017 potrawy podane w przerwie obiadowej były serwowane na biodegradowalnych talerzach wyprodukowanych z otrąb pszennych – to polski produkt i biznes.

 

Na tym samym festiwalu na wystawie pt. „Miasto na fali” można było obejrzeć pełnowartościowe produkty wytworzone z odpadów, w tym – niespodzianka – cegły budowlane. Podobnych przykładów jest mnóstwo. To nie koncepty, lecz gotowe produkty generujące zyski. Dla portfela i dla środowiska.

T.P.: Problem obecnie polega jednak na tym, że materiał biodegradowalny może kosztować nawet pięć razy więcej od tego zwykłego, który się rozkłada przez setki lat.

 

K.B.: Producenci chcą być ekologiczni i pytają nas, co powinni zrobić, by być eko, nawet jeśli będą musieli ponieść wyższe koszty produkcji. Jednak nikt z nas do końca nie wie, co tak naprawdę jest przyjazne środowisku, a co tylko takie udaje. To, że coś jest wykonane z tektury z recyklingu czy z kukurydzy, nie jest z automatu ekologiczne.

 

T.P.: Trzeba by od początku do końca przeanalizować źródło pochodzenia wykorzystywanych materiałów, sposób ich transportu, energochłonność przetwarzania i utylizacji. To trudny temat, wymagający głębokiej analizy.


Konferencja Design Językiem Biznesu zorganizowana w ramach Gdynia Design Days 2017. Fot. Łukasz Strenk, Photo Storytellers

K.B.: Pewna jestem natomiast tego, że warto zadawać następujące pytania organizatorom festiwali dizajnu: Ilu producentów i przedstawicieli biznesu przyjechało w roli widzów? Czy było ich równie wielu co projektantów? Na wspomnianej konferencji Design Językiem Biznesu z biznesem było związanych 35 proc. uczestników.

Chciałabym usłyszeć pytania i opinie ludzi biznesu na tematy poruszone na festiwalu GDD i konferencji DJB. Głos z widowni najczęściej zabierają sami projektanci. Biznes albo siedzi cicho, albo jest gdzieś indziej.

To samo pytanie można zadać organizatorkom konferencji Element Talks: czy ludzie biznesu są wyłącznie prelegentami i wystawcami, czy też jest ich sporo na widowni?

T.P.: Może nie ma co czekać na to, aż biznes przyjedzie na – swoją drogą szalenie ciekawy – festiwal czy konferencję o dizajnie? Może to środowisko projektowe powinno wziąć udział w konferencji ściśle skierowanej do biznesu? Albo trzeba połączyć oba wydarzenia? Może warto wyjść z inicjatywą?

Katarzyna BorkowskaTomasz Pydo – założyciele pracowni projektowej KABO & PYDO. Zdobywcy wielu nagród i wyróżnień, m.in.: Red Dot, iF Design Award, Dobry Wzór i must have. Absolwenci wzornictwa przemysłowego na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Michał Mazur (TrendNomad.com) – dziennikarz, trendwatcher, nomada. Każdego roku ponad dwadzieścia razy odwiedza targi, festiwale i konferencje odbywające się w różnych miejscach świata. Wiele informacji o trendach czerpie z wywiadów przeprowadzanych z osobami zawodowo związanymi z dizajnem, architekturą i nowymi technologiami.

Fotografie w studio: Natalia Dołgowska

 

...

This is a unique website which will require a more modern browser to work!

Please upgrade today!